Zwierzęta na drodze - letnia rzeź niewiniątek

Opublikowano: 2012-08-02
Uważajmy na zwierzęta na drogach.
Słoneczny wakacyjny okres sprzyja beztroskim wycieczkom, za które rachunek może okazać się bardzo wysoki, kiedy przed maską naszego rozpędzonego samochodu niespodziewanie pojawi się sarna.

Lato sprzyja podróżom, częściej wyruszamy w plener na weekendowe wycieczki czy dłuższe urlopy. Jednak może się okazać, że niespodziewanie zamiast rozkosznego relaksu, ekskursja może zakończyć się bliskim spotkaniem z przebiegającą tuż przed maską naszego samochodu sarną, jeleniem albo co gorsze z łosiem (wtedy może być to ostatnie spotkanie nie tylko dla łosia) bądź wilkiem, lecz nie wyobrażajmy sobie, że będzie to wspaniała przygoda, jak w filmie z Jackiem Nicholsonem. Wilk to ginący gatunek, którego trzeba ratować, a nie zabijać. Na wyobraźnię kierowców powinna zadziałać informacja, że przy prędkości 100 km/godz. drobny zdawałoby się zając uderza w pędzący samochód z siłą aż 125 kg, sarna zaś – około pół tony.

Dziki, sarny i reszta
Rosnące natężenie ruchu samochodowego i modernizacja dróg wpływa na zwiększenie liczby wypadków drogowych z udziałem zwierząt dzikich, czyli nieudomowionych, żyjących w warunkach niezależnych od człowieka. Zalicza się do nich głównie zwierzynę łowną: dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny, ale także i objętą ochroną gatunkową: żubry, wilki, rysie, niedźwiedzie, bobry. Zwierzęta te wymagają dużych przestrzeni życiowych, wobec czego odbywają dalekie wędrówki, które często kończą się tragicznie. Do kolizji dochodzi głównie na obszarach zalesionych, ale w ostatnich kilkunastu latach coraz częściej także na terenach otwartych. Drogi tworzą bowiem bariery ekologiczne uniemożliwiające swobodne przemieszczanie się zwierząt. Najgorszym zagrożeniem są drogi wojewódzkie i krajowe, na których odbywa się ruch średni, tj. 2,5 do 10 tys. pojazdów na dobę. Przy mniejszym natężeniu ruchu, ssaki zdołają bezpiecznie przebiec na drugą stronę. Natomiast ruch duży, powyżej 10 tys. pojazdów na dobę, najczęściej na autostradach, odstrasza je od drogi. W Polsce aż na 40 proc. dróg wojewódzkich, 70 proc. dróg krajowych i około połowie dróg międzynarodowych występuje właśnie ruch średni. Liczba ta stale rośnie.

Co z ochroną zwierząt?
Przy modernizacji dróg teoretycznie bierze się pod uwagę ochronę zwierząt. Choć w praktyce nie ma rzetelnych danych na temat śmiertelności zwierząt dzikich na drogach. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w ogóle nie zajmuje się tego typu statystykami. Niedokładne policyjne dane (nie rozróżnia się w nich zwierząt domowych od dzikich) wskazują, że w przeciągu ostatnich 10 lat miało miejsce 125 tys. zdarzeń z udziałem zwierząt, w wyniku których 48 osób poniosło śmierć, a ponad 1,5 tys. zostało rannych. Jaka liczba zwierząt przeżyła? Można się domyślać, że nieliczna, bo w starciu z rozpędzonym samochodem nie ma ono praktycznie żadnych szans na przeżycie. Częściowe informacje, jedynie odnośnie nadzorowanych regionów, posiadają nadleśnictwa, choć mają one właściwie wyłącznie znaczenie dla ustalania liczby zwierząt do odstrzału przez Polski Związek Łowiecki. Ustawowy obowiązek rejestracji liczby zwierząt zabitych przez samochody ciąży na parkach narodowych, które nie zawsze rzetelnie wywiązują się z tej powinności. Mapę kolizji drogowych na własnym terenie stworzył na przykład Roztoczański Park Narodowy, dzięki czemu można się dowiedzieć, że w 2009 r. w kolizjach drogowych zginęło: 11 saren, 2 jelenie, 5 dzików. Wziąwszy jednak pod uwagę, że polska infrastruktura drogowa zajmuje już 3 proc. powierzchni kraju, a więc trzykrotnie więcej niż wszystkie parki narodowe, to ewidentnie powyższe statystyki wydają się niewystarczające. Brak wiarygodnych danych utrudnia wyznaczenie miejsc, gdzie powinny zostać ustanowione specjalne przejścia bądź inne ułatwienia dla wędrujących zwierząt, co w niebagatelny sposób wpłynęłoby na poprawę bezpieczeństwa na drogach.

Nic się nie stało?
Sytuacji nie ułatwiają sami kierowcy. Większość nie zawiadamia o wypadku drogowym z udziałem dzikiej zwierzyny. Z niepełnych statystyk wynika, że zgłoszeń dokonuje jedynie co czwarty. Niektóre osoby boją się konsekwencji czynu, dla innych krew „na rękach” (w tym wypadku chyba bardziej na karoserii) nie robi wrażenia. Nie każdy przejmie się losem potrąconego zwierzęcia, wiele osób pozostawia na jezdni zmasakrowane zwierzę i odjeżdża, nie sprawdzając czy ono jeszcze żyje. Pomijając kwestie etyczne takiego zachowania i obawę wyginięcia danej populacji (przykładowo rysia, która liczy w Polsce zaledwie 200 osobników), to szczątki pozostałe po rozjechanych zwierzętach mogą również stwarzać niebezpieczeństwo. Tymczasem obowiązek zapewnienia, w miarę możliwości, potrąconemu zwierzęciu pomocy wynika wprost z ustawy o ochronie zwierząt. Przepisy pozostawiają prowadzącemu pojazd mechaniczny w takim przypadku alternatywę – wspomnianą wyżej pomoc lub zawiadomienie właściwych służb, między innymi: policji, straży miejskiej lub gminnej, Polskiego Związku Łowieckiego, służby leśnej albo parków narodowych.

Kierowcy wykazują najczęściej inicjatywę, gdy w rachubę wchodzą wysokie koszty wypadku, czy to związane z obrażeniami ciała pasażerów pojazdu, czy uszkodzeniem samochodu, a niekiedy jednym i drugim. Dopiero wówczas prowadzący pojazd zgłasza kolizję, upatrując szans na uzyskanie odszkodowania. Koszty naprawy auta mogą wynieść od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, nie wspominając o rachunku za leczenie. Jednak odszkodowanie wcale nie tak łatwo wywalczyć. Zwierzęta dzikie stanowią dobro ogólnonarodowe, wobec czego nie znajdują do nich zastosowania przepisy kodeksu cywilnego, a zwłaszcza art. 431, który owszem stanowi o odpowiedzialności za zwierzęta, ale domowe.

Uwaga na znaki!
Kiedy podczas letniej wycieczki przydepniemy więc pedał gazu, z obojętnością wzruszając ramionami na jakiś tam kolejny znak drogowy, to może okazać się, że jego prawdziwe znaczenie odkryjemy dopiero, kiedy bajkowe oczka jelonka po raz ostatni spojrzą na nas znad maski naszego rozpędzonego samochodu. Ten lekceważony znak ostrzegawczy A-18b „dzikie zwierzęta” ma kolosalne znaczenie przy ewentualnej odpowiedzialności odszkodowawczej. Jeśli znajdował się w okolicach miejsca wypadku, to zakłady ubezpieczeniowe odmawiają wypłaty odszkodowania. W przeciwnej sytuacji, można próbować dochodzić swych praw na mocy art. 417 kodeksu cywilnego, trzeba jednak wówczas udowodnić, że gdyby taki znak znajdował się w okolicach miejsca wypadku, to do zderzenia ze zwierzęciem by nie doszło.

Zamiast martwić się ewentualnymi kosztami naprawy samochodu bądź własnego zdrowia, warto zawczasu zachować zdrowy rozsądek podczas jazdy. Zwłaszcza, że najczęstszą przyczyną tego typu wypadków, zresztą wypadków w ogóle, jest nadmierna prędkość. Ogranicza ona możliwości manewru w przypadku pojawienia się zwierzęcia na drodze. Próba wyminięcia ich także może mieć fatalne skutki, gdyż niektóre ssaki, jak np. sarny, przemieszczają się w grupie.

Badania wykazały, że nie mają wpływu na tego typu kolizje dobre warunki pogodowe, ani też sucha nawierzchnia. Groźba zderzenia z jeleniem staje się najbardziej realna o świcie i o zmierzchu, kiedy udaje się on na żerowisko i z niego powraca, dlatego też należy wówczas jechać ze wzmożoną ostrożnością. Nocą widoczność znacznie spada, ale jeśli zachowamy dozwoloną prędkość w strefach występowania dzikich zwierząt, to mamy szansę zauważyć na poboczu drogi dostatecznie wcześnie zwierzę, a właściwie jego oczy. Dno oka odbija się bowiem w lampach reflektorów, dzięki czemu świecą one z daleka. Trudniej natomiast zauważyć łosia, który nie dość, że ma ciemną sierść, to dodatkowo jego oczy znajdują się powyżej linii reflektorów auta.

Należy także pamiętać o zjawisku ujawnionym przez naukowców podczas badania jeleniowatych, zwanym „freeze”, czyli zamrożenie. Wbiegające na drogę zwierzę, kiedy zostaje oślepione światłami reflektorów, staje oszołomione i nie ucieka. W takiej sytuacji, by je „odmrozić” należy wykonać jakiś ruch, np. zatrąbić klaksonem czy mrugnąć światłami.

Podróżując, zwracajmy uwagę na mijane znaki drogowe i zdejmijmy stopę z pedału gazu. Lepiej bowiem podziwiać łosia w parku narodowym niż stanąć z nim oko w oko (rozdzieleni tylko szybą samochodową) na leśnej dróżce.

Jowita Kubiak
(jowita.kubiak@dlalejdis.pl)

Fot. sxc.hu





 

Polecane
Facebook
 
COUNT:13